Jeden uśmiech

Z reguły się śpieszę. Wyjeżdżam do pracy z zegarkiem w ręku, tak by zdążyć wszystko pozałatwiać, wszystkich porozwozić i nie spóźnić się. Ostatnie informacje z telefonem przy uchu, na szybko, w biegu. Nie jest to dobre, dlatego czasem specjalnie chcę wyjechać wcześniej.

Jadę więc ostatnio do miasta samochodem załadowanym dzieciakami, rolkami i kaskami. Po drodze liczymy psy i koty. Spokojny rozładunek dzieci. Potem ma być bankomat i rzeczoznawca. I już widzę, że muszę przyspieszyć. Idę raźnym krokiem i przy niewielkim rondzie widzę staruszkę o kulach przechodzącą przez przejście dla pieszych. Zatrzymał się jeden samochód, za nim drugi. I ten drugi w końcu zatrąbił. Może nie widział staruszki, może się spieszył, może był burakiem. To zabolało. Zwolniłam. Popatrzyłam na tą starszą kobiecinkę z trzęsącymi się ramionami i stroskaną twarzą i posłałam jej uśmiech.

– Widziała pani? – pożaliła się – Trąbili na mnie, żebym szybciej szła.

Zatrzymałam się. Bankomat poczeka, rzeczoznawca poczeka. Jakoś tak bezwiednie podeszłam i pogłaskałam ją po ramieniu.

– Tak, widziałam. Pani się nie przejmuje. To trąbił ten drugi samochód. Pewnie pani nie widział. Pani przecież nie może szybciej – wyrzucam z siebie jakoś mocno poruszona tą sytuacją.

– Dziękuje, dziękuję – odpowiada.

– Życzę pani dobrego dnia i dużo zdrowia, dużo siły –  chciałabym ją uściskać, ale się wstydzę, więc dalej głaszczę jej ramię.

– Dziękuję – powtarza z wdzięcznością – Dziękuję, że się pani do mnie uśmiechnęła.

A ja uśmiecham się jeszcze raz, już przez łzy. Pospiesznie żegnam ją i idę dalej, modląc się w duchu, żeby nie rozpłakać się na ulicy.

Bankomat poczekał, rzeczoznawca też.

Te kilka minut, w których przestałam się spieszyć i pomyślałam o kimś innym, dały mi więcej, niż cały dzień uganiania się za własnymi potrzebami.

 

 

Źródło grafiki: pixabay.com

 

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *