W ubiegłą sobotę minął dokładnie rok, od kiedy po raz trzeci zostałam mamą. Kiedyś może wrzucę opis, jak to było z narodzinami Synka Przylepy. Dziś pora na małe podsumowanie. Każde z moich dzieci jest inne. Mają inne temperamenty, potrzeby, mają nawet inne upodobania kulinarne. Niby to takie normalne, ale za każdym razem czułam się zdziwiona tym, że moje kolejne dziecko różni się od poprzedniego. Myślałam, że Synek Przylepa nie zaskoczy mnie tak bardzo. Byłam byłam przecież doświadczoną po wcześniejszej dwójce mamą. Rzeczywistość jednak okazała się inna.
Synek Przylepa okazał się najbardziej wymagającym opieki, bliskości i czasu dzieckiem z całej mojej trójki. Dlatego też ten rok był jednym z trudniejszych momentów w moim życiu. Fizycznie było mi ciężko. Czasami bardzo ciężko. Zauważam, że odbiło się to nie tylko na mnie, ale też na Ł. Jednak emocjonalnie dawałam radę. Ba, nawet czasami nie poznawałam sama siebie. W najbardziej wyczerpujących chwilach znajdowałam w sobie cierpliwość, ciepło i siłę, których istnienia wcześniej nie podejrzewałam. Dużo więcej nosiłam Synka Przylepę, uśmiechałam się, gdy płakał, a o czwartej nad ranem potrafiłam zachwycać się jego pulchniutkimi nóżkami. Opieka nad nim nie nużyła mnie. Koleżanki patrzyły na mnie i mówiły – Macierzyństwo ci służy, ty promieniejesz.– Powód tego stanu rzeczy był prosty. Z perspektywy dziesięciu lat matkowania wiem, że czas szybko mija, że dzieci szybko rosną. Ta mała, okrągła jak serdelek rączka, która klepie mnie z upodobaniem po twarzy, zaraz zmieni się w rękę chłopczyka, a potem w męską dłoń. Czas mija szybko, a ja chcę zapamiętać te pierwsze chwile jako dobre, nawet, jeśli nie są łatwe.
Jest takie powiedzenie, które doświadczeni życiem rodzice serwują niekiedy młodym ojcom i matkom: „Małe dzieci – mały kłopot. Duże dzieci – duży kłopot.” Przychodzi taki ledwo–opierzony rodzic do starego wygi, doświadczonego już kolegi i żali się. Że ciężko jest, że nie dosypia, że dziecko płacze przez dwie godziny wieczorami, że w nocy go nosić musi, że o piątej osesek już obudzony, że kąpać, przewijać i karmić trzeba. Wtedy, zamiast pocieszenia, dostaje po głowie pięciokilogramowym workiem ziemniaków. – Stary, będzie jeszcze gorzej. Ciesz się, póki jest małe. –
Przyczepię się trochę tego powiedzenia, bo nie wydaje mi się trafne. Co to znaczy będzie gorzej? Co to znaczy duży kłopot? Czyli jak dzieciak będzie większy, to będzie płakał wieczorami przez cztery godziny, trzeba będzie nosić w nocy i za dnia, będzie zużywał dwadzieścia pampersów na dobę i jadł jeszcze częściej? Czy tak? Oczywiście, że nie. My – doświadczeni rodzice znamy ukryty sens tego powiedzenia. To, że potem może być trudniej niż na początku. Warto jednak darować sobie takie „pocieszanie” młodych. Młody, czasami skołowany człowiek, który dopiero rozpoczyna przygodę z rodzicielstwem nie potrzebuje fangi w nos, ani kopa w tyłek. Potrzebuje raczej wiedzieć, jak jest naprawdę. Chcę ci zatem, młody rodzicu, powiedzieć, tak bez lukru, ale i bez straszenia, jak ja – dziesięcioletnia matka widzę to rodzicielstwo.
Ojcem i matką stajesz się w pewnej chwili i jesteś już do końca życia. Nie ważne, czy dziecko ma dwa, czy dwadzieścia lat. Rodzicielstwo naznacza cię już na zawsze. Tak już po prostu jest i nic tego nie zmieni. Może na początku to jest dla niektórych trudne, ale można do tego przywyknąć i nauczyć się z tym żyć i do końca życia się uczyć, jak tym rodzicem się stawać. Czy więc to prawda, że małe dziecko mały kłopot, a duże, to duży? Nie wiem. Może ktoś, kto ukuł to powiedzenie miał takie doświadczenie. Ja widzę to inaczej. Przy małym dziecku rodzic potrzebuje innych umiejętności, niż przy większym. Początki rodzicielstwa bardziej angażują fizycznie. Dziecko potrzebuje bliskości, noszenia, fizycznej obecności drugiej osoby. Jest całkowicie uzależnione od rodzica w zakresie fizjologii: potrzebuje nakarmienia, przewinięcia, ukołysania do snu. Czasami może to być męczące, nużące. Rodzic może czekać niecierpliwie momentu zmiany. „Kiedy ono w końcu usiądzie, kiedy zęby mu urosną, kiedy zacznie przesypiać noce, kiedy pójdzie już na swoich nogach.”
W momencie, gdy dziecko już jest większe, rodzic odzyskuje część siebie. Może spać osiem godzin w nocy, sikać w toalecie bez udziału kwilącego malucha, może sobie wyjść sam na spacer i w spokoju przeczytać książkę. Dziecko samo się nakarmi, trafi do toalety i uśnie w swoim łóżku. Podstawowe potrzeby zaspokoi samo, a ty – rodzicu musisz nauczyć się, jak sobie poradzić z innymi wyzwaniami. Z tym, że dziecko ma inne niż ty zdanie, że ktoś je skrzywdził, że jest o coś zazdrosne, że jest smutne, że czegoś bardzo, bardzo chce. Albo że patrzy na ciebie i naśladuje cię w niekoniecznie tylko dobrych rzeczach. Uczysz się doradzać, przepraszać, rozmawiać i pocieszać. Pilnujesz własnego serca i języka, żeby być spójnym, żeby być integralnym. Czy jest to trudniejsze od nakarmienia i przewinięcia? Dla jednych tak, dla innych nie. Jest na pewno inaczej. Być może nie prześpisz w nocy tych ośmiu godzin, bo będziesz myślał o swoim dziecku, może nie będziesz chciał już tego samotnego spaceru i będziesz nakłaniał dziecko do wspólnego wyjścia. Kto wie.
Młody rodzicu, jeśli jakimś cudem dotrwałeś do końca tego wpisu i czytasz te słowa przymykając ze zmęczenia oczy, chcę ci napisać jeszcze ostatnią rzecz. To mija. Te pieluchy i pobudki, i ząbkowanie, i kolki. Dzieci szybko rosną, uwierz mi. Rodzicielstwo to przygoda, którą nikt nie przejdzie za ciebie. Nie przyśpieszysz niczego, choćbyś bardzo chciał, nie przeskoczysz pewnych etapów. Je po prostu trzeba przejść. Twoje dziecko nie będzie pamiętało tych chwil, jedynie ty możesz je zapamiętać. Choć to zabrzmi tak banalnie, ciesz się każdą chwilą, doceniaj ją, przeżywaj i bądź obecny. Wtedy po latach, gdy odwrócisz się za się za siebie zobaczysz, że ta droga, choć może wyboista, kręta i męcząca, była piękna jak górski szlak. Doceń miejsce, gdzie jesteś, podnieś głowę i ruszaj w górę. Na szczyt.
Źródło grafiki: pixabay.com
2 komentarze
Droga Pastuszko, Jedna z moich córek wymyśliła kiedyś będąc jeszcze nastolatką,
w reakcji na poczucie krzywdy i niesprawiedliwości zawarte w powiedzeniu : małe dziecko, mały kłopot …… , piękne powiedzenie, małe dziecko- małe błogosławieństwo, , duże dziecko – duże błogosławieństwo – a ja wiem już z doświadczenia, ze zarówno małe jak i duże dziecko jest największym błogosławieństwem i mamy jako rodzice ogromny przywilej i zaszczyt, że Bóg powierzył nam na krótką chwilę , opiekę nad tymi cudownymi stworzeniami. Masz całkowitą rację , ze powinniśmy się wyzbyć niemądrego nawyku oczekiwania : żeby tylko usiadło, zeby tylko zaczęło chodzić, żeby tylko itd. bo każdy moment życia dziecka jest absolutnie piękny niepowtarzalny i wyjątkowy i niestety bardzo szybko mija.Zanim się obejrzymy, na rękach naszych tak niedawno maleńkich dzieci widzimy Ich dzieci. Wszystko to jest niezwykłe. Może tylko na ( maleńkie ) usprawiedliwienie tego niefortunnego, cytowanego przez nas powiedzenia dodam, że błogosławieństwo dorosłych dzieci jest dla rodzica o tyle trudne, że wymaga ogromnej mądrości, miłości i akceptacji, żeby zbudować dojrzałą i satysfakcjonującą relacje. Wniosek z tego jest jeden, trzeba cieszyć się i celebrować każdą chwilę tu i teraz, Przestać narzekać na to co się wydarzyło, bo to już minęło i nie mamy na to wpływu i też nie tracić czasu na zamartwianie się o przyszłość, bo jest dopiero przed nami. Dziękuję za piękny wpis 🙂
Bardzo podoba mi się to nowe powiedzenie. I dziękuję za komentarz. Przede mną podróż z nastolatką, przyda się trochę wsparcia w dobrych radach 🙂 Pozdrawiam