Jest takie pytanie – zgoła niewinne i nieszkodliwe – które potrafi zranić bardziej niż kąśliwe słowo, które potrafi niejedną osobę doprowadzić do łez.
Historia miała miejsce czternaście lat temu. Wychodzę z koncertu i widzę, że mój brat z malutką córką na ręku rozmawia z naszym wspólnym kolegą (nazwijmy go R). R. gada, a przy okazji uśmiechała się do kilkumiesięcznego maleństwa. Ot, taka zwykła scena: dwóch facetów i malutkie dziecko. Podchodzę, wyszczerzam się i mam na końcu języka taką dowcipną uwagę skierowaną do R. – Nie ma co się tak do cudzych dzieci uśmiechać, tylko trzeba się o własne postarać.
Nie powiedziałam tego. Na szczęście . Kilka lat później dowiedziałam się, że R. z żoną przez długi czas starali się o dzieci. Nie mogli ich mieć. Długo walczyli. Był szpital, operacje. W końcu, kiedy już się poddali, kiedy zaniechali walki, żona R. zaszła w ciążę. R. jest fantastycznym, ciepłym gościem. Zastanawiam się, ilu osobom musiał odpowiedzieć na pytanie o dzieci. Przed iloma osobami musiał się wić i zmieniać temat.
– A wy kiedy?
– Kiedy rodzinę powiększacie?
– Kiedy następne?
– Do roboty się brać, dzieci rodzić!
Takie śmieszne uwagi, takie niewinne pytania.
W sytuacji, gdy co piąta para ma problem z zajściem w ciążę takie pytania mogą być jak policzek. Uważam, że dopytywanie o „dzieciowe” plany jest jak dopytywanie o zarobki – to po prostu nietaktowne. Nawet gdy kogoś znasz, nawet gdy ktoś jest twoim znajomym, to nie drąż tematu, bo o problemach z płodnością, o poronieniach nie mówi się tak lekko. To nie gadka o pogodzie i wynikach w NBA. To rozmowa, w której człowiek otwiera swoją zbolałą duszę.
Oczywiście, jest mnóstwo osób, które sobie radzą z tym pytaniem, które przepracowały stratę dziecka, które mogą mówić o tym otwarcie i bez skrajnych emocji. Ale ty nie wiesz, które to są osoby.
Znam małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci i są bezdzietne. Znam małżeństwa, które nie mogły mieć dzieci i dzieci te adoptowały. Znam małżeństwa, które mają jedno dziecko, a pozostałe starania skończyły się poronieniami. W końcu znam małżeństwa, które mają dzieci więcej, ale w międzyczasie któreś straciły. Za każdą historią tych małżeństw kryje się ból, łzy i cierpienie. To ciężkie chwile, którymi niekoniecznie chcą się dzielić z ciekawskimi osobami postronnymi.
Zresztą to „Kiedy następne?” mnie osobiście też denerwuje. Mnie – matkę trójki zdrowych, donoszonych dzieci. Bo czego dotyczy to pytanie? Mojej owulacji? Naszego czasu w łóżku? Zawsze mnie jeżyły te pytania, bo to moja sprawa. Prywatna i intymna. I nie chcę się nią dzielić z każdym napotkanym ciekawskim człowiekiem. Zresztą, jak można na nie odpowiedzieć? No powiedzcie mi, jak? W pośpiechu wymyślony wariant odpowiedzi jest często skazany na porażkę.
– No, myślimy o tym.
– Nie ma co myśleć, od myślenia jeszcze dzieci nie powstały. (rubaszny śmiech)
– Modlimy się o to.
– Akurat do TEGO Pan Bóg wam nie jest potrzebny. (rubaszny śmiech)
– Tak, chcemy następne.
– No, to nie tylko chęcią ale i czynem należy tu się wykazać. (rubaszny śmiech)
– Wiesz co, za bardzo nie wiem jak na to odpowiedzieć, to dla mnie trochę niekomfortowe pytanie.
– A co? Nie możecie mieć dzieci? (brak rubasznego śmiechu rewanżuje współczucie w oczach rozmówcy wymieszane z gorliwym zainteresowaniem)
Pamiętam jedną sytuację. Siedzimy, gadamy, jedna dziewczyna podpytuje ledwo poznane, niemłode już małżeństwo – Macie, dzieci?
– Nie – odpowiadają szybko.
I przez moment cichną rozmowy, zapada niezręczna cisza.
To co? Nawet spytać nie wolno? Nie wolno pytać?
A po co ci ta wiedza? Co to w twoim życiu zmieni? Jak cię to ubogaci, w czym ci to pomoże? Jeśli chcesz tak naprawdę się dowiedzieć, jeśli już nie możesz wytrzymać, to bądź przynajmniej taktowny i poczekaj, aż rozmówca pociągnie temat. Być może wtedy usłyszysz – Słuchaj, to dla nas trudna kwestia. Nie pytaj nas o dzieci. Trzymaj za to kciuki albo się módl o to.
Do tych, który o plany prokreacyjne dopytują: Proponuję przestać. Niepłodności, straty dziecka nie widzi się na ludzkich twarzach. Chcąc zaspokoić własną ciekawość możesz poranić niejedną osobę.
Do osób, które się starają i myślą, i walczą: Wybaczcie nam, pytającym. Wybaczcie, że przysparzamy wam dodatkowego cierpienia. To niechcący. Pisząc ten post myślę o was. O tym, że jesteście bardzo, bardzo dzielni. Nie spytam. Poczekam. Będę trzymała kciuki i modliła się.
Źródło grafiki: unsplash.com
4 komentarze
u nas starania od 7 lat… nadal nic 🙁
dobrze napisany tekst.. tak, empatia i takt wokół nas są bardzo deficytowe ..
Pewnie przez te siedem lat usłyszałaś mnóstwo rad i wskazówek. Dlatego nic Ci nie doradzę, ale mam dla Ciebie życzenia: Życzę Ci, a właściwie Wam, żebyście żyli pełnią życia, żeby czas oczekiwania na dziecko nie naznaczał Waszego życia goryczą ciągłych prób i porażek. Życzę Wam, żebyście już teraz, ze sobą czuli się spełnieni i szczęśliwi. I żeby przyszłe dziecko było dopełnieniem Waszego szczęścia, a nie jego źródłem. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Jak dobrze wiesz, temat mi nieobcy… w każdym możliwym wariancie
Przepracowałam stratę…
Mówię o tym głośno i żyję dalej. Na pewno łatwiej mi bo mam dwójkę w domu.
A co do ludzkich pytań to myślę,że ważne kto pyta i z jaką intencją. Przecież nie zawsze tak samo boli…
Tak, masz rację z tą intencją. Czasami ludzie pytają z grzeczności. Niemniej skala problemu narasta. Warto,żeby pytający o tym wiedzieli. Ściskam.