Telewizor w naszej rodzinie pojawił się dość późno. Pierwsze bajki oglądałam jako młodsze dziecko szkolne. Były to Muppet Show w pokoju Wuja Czecha – wujka, który jako jedyny telewizor posiadał. Potem pojawiła się czarno-biała miniaturka u nas w domu, ale generalnie…szału nie było.
Późniejsza kolorowa wersja nigdy nie była w centrum. Telewizor stał w zimnym pokoju, gdzie zwykle siadaliśmy tylko po to, żeby obejrzeć film. Gdy nadchodziło lato i nastawał czas wakacji, tata potrafił odłączyć antenę od telewizora na całe dwa miesiące.
– Mamo, w co się bawiliście, gdy byliście dziećmi?
– Mieliśmy, córeczko różne zabawy. Wymyślaliśmy zabawy w czarnego luda, w łowcę goryli, w gwiazdkę. Bawiliśmy się w nocne podchody, w świetlika. Graliśmy w chowanego (najlepsze kryjówki to była psia buda i betoniarka), wchodziliśmy na wysokie drzewa i bujaliśmy się na nich, wspinaliśmy się po linie, kopaliśmy schrony – ziemianki, uciekaliśmy przed baranem, który bódł, mój starszy brat próbował ujeżdżać cielaki…
Przypominam sobie te stare czasy i aż mi ciepło na sercu. Przez głowę przelatują mi urywki tych kolorowych wydarzeń. W wakacje żyliśmy bez telewizora. Jest co opowiadać, jest co wspominać, jest z czego się pośmiać.
Bi pojechała na wycieczkę. Rozmowa zeszła na życie domowe, na brak telewizora.
– To dlatego twój brat czyta najlepiej w klasie – zauważa jedna z opiekunek – bo wy nie macie telewizora.
Bi opowiada, co robi w domu, jak spędza czas wolny.
– I to są prawdziwe dzieci, nie jakieś udawane – mówią panie między sobą.
Telewizor – cudze sprawy, cudze życie.
To się nosi, tak się żyje, tego słuchaj, to oglądaj.
I kup to, i tamto.
Koniecznie.
– Pani Estero, oglądałem taki program o niesłyszącej Chince i niewidomym Chińczyku, może pani też oglądała? – zagaja tata dziewczynki podczas wizyty.
– Nie, niestety nie oglądałam. Od ponad 10 lat nie oglądam telewizji.
W oczach pana widzę zaskoczenie.
– Ale proszę, niech mi pan powie o tych Chińczykach.
– No więc – zaczyna z pewnym już dystansem, bo przecież mi, nieoglądającej od lat telewizora, trzeba chyba bardzo dokładnie wyjaśnić, co to w tym telewizorze widział. – Był taki program o parze małżeńskiej. Ona była niesłysząca, a on niewidomy. I tak się sprytnie porozumiewali między sobą dotykając ręki. Ciekawe, prawda?
– Tak, jest to alfabet tzw „rękawiczka” wymyślony przez Annę Sullivan. – odpowiadam – Była ona nauczycielką głuchoniewidomej Heleny Keller, która dzięki temu sposobie komunikacji skończyła szkołę, napisała książkę o swoim życiu– kontynuuję udając, że nie widzę zdziwienia na twarzy rozmówcy.
Telewizor się przydaje. Mi by się przydał na olimpiady, na mecze i do oglądania tych cudnych programów przyrodniczych. Ale choć może być dobrym sługą, to panem jest złym. Zagarnia życie, wyłącza tylko dla siebie. Wyłącza ludzi tak, żeby żyli obok, oddzielnie, choć pod jednym dachem, by częściej słuchali głosu zza szkła, niż głosu człowieka obok, by myśleli o tym, co daleko, a nie o tym, co tu, blisko, na wyciągnięcie ręki.
Nie warto cudzożyć. Można przecież popatrzeć na tych prawdziwych ludzi obok siebie, pośmiać się z własnych żartów i śpiewać swoje własne piosenki. Można rozwiązywać prawdziwe problemy i płakać z prawdziwych powodów. Nie warto cudzożyć. Warto żyć swoim własnym, niepowtarzalnym życiem.
Źródło grafiki: pixabay.com
6 komentarzy
Ogarnęły mnie wspomnienia: przeciągające się do nocy podchody i zabawy w sklep z bogatym asortymentem(kakao wyskrobane z dziurawej cegły w ścianie, szczotka i słonina ! ze słonecznika to tylko skromne przykłady),brodzenie w plaskającym błotku. Znalazł się czas na Zwierzyniec w TV- „około” raz na tydzień.
Moje dzieci (dziś dwudziestparolatki) też miały szczęście dorastać w domowo-podwórkowo-ogrodowej gromadce, dość długo blisko spódnicy matki 😉 Jak najbardziej popieram trzymanie się od telewizora w bezpiecznym dystansie, zresztą telewizor jest tylko symbolem; bo to co może zagarnąć naszą świeżość(?), niezależność, czasem-mało już szanowaną niewinność- bywa nie tylko tam i bywa blisko dzieci, blisko nas. Ci co się interesują nauką 😉 wiedzą jakie wredne jest to dla mózgu… Raczej trzeba być dość dojrzałym, żeby więcej zyskać niż stracić na kontakcie z TV. I zszokowanie i nieuświadomiony stres w ciele po multimodalnych, odartych z wszelkich”granic” informacjach, to tylko jedna z wielu strat, które mi przychodzą do głowy (inaczej się o czymś czyta z empatią, inaczej się o tym słucha, a inaczej to ogląda pokazane dla „oglądalności” więc epatująco).
Warto wiedzieć, że ma się wybór, a to co Ty opisujesz jest tego świetnym przykładem- popieram i pozdrawiam.
Przepraszam, że się rozwlokłam; ale życie w chorobie, pod kołdrą, bez telewizora! za to z książką i małą 😉 dawką internetu jest takie właśnie… poza czasem 😉
EmMa, dziękuję za Twój „kamyczek”. Piszesz o bardzo ważnych rzeczach. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia 🙂
Mieć świadomość wyboru i zachować balans…
Buziaki Ester:)))
Tak, balans – chyba jedna z trudniejszych rzeczy. Buziaki 🙂
Od kilku lat jestem przeciwnikiem manipulacji fundowanej nam przez media. Ograniczylam oglądanie szklanego pudełka do minimum. Nie powiem, że w ogóle nie ogladam, ale to są 2 godziny tygodniowo. Lubię podglądać ludzkie talenty. I powiem szczerze, moje życie znacznie się polepszylo, szczególnie po odlaczeniu wiadomości. Nie tylko mam więcej czasu dla bliskich, ale także świadomie wybieram to co trafia do mojego mózgu. Redukcja papki medialnej działa uszczęśliwiajaco. Pozdrawiam
Fajnie, ze potrafisz świadomie dozować media. To trudna sztuka, ale jak widać przynosi dużo satysfakcji. 🙂 Pozdrawiam