Wyobraź sobie taką sytuację: dwie matki, dwie różne historie. Jedna mówi, że nie będzie kładła dziecka na popołudniową drzemkę, bo potem do późnej nocy dziecko jej nie śpi, a jej to nie pasuje. Druga matka wspomina, że jej dziecko spokojnie do 22 z nią funkcjonowało i kładło się spać razem z nią. Jej to w ogóle nie przeszkadzało. Czy któraś z tych matek się myli? Która ma rację?
Żeby poznać odpowiedź na to pytanie trzeba zerknąć trochę głębiej, pod powierzchnię. Pierwsza matka pracuje w domu i zajmuje się dziećmi. Wieczorem, gdy wraca mąż, bardzo lubią spędzać czas we dwoje. Chcą położyć dzieci wcześniej i cieszyć się własnym towarzystwem. Stąd decyzja o wyeliminowaniu drzemki u młodszego dziecka. Matka ma rację. Odpowiada na potrzeby całej rodziny. Druga matka pracuje poza domem, a dzieckiem zajmują się dziadkowie. Mama wraca po południu i bardzo lubi spędzać pozostały czas z dziećmi. Chce, żeby dziecko miało drzemkę, bo po pierwsze dziadkowie odsapną trochę, a po drugie ona dłużej będzie mogła się nim nacieszyć. Ta matka też ma rację. Gdy wysłuchamy historii tych dwóch matek pozorna sprzeczność w ich działaniu przestaje być sprzecznością. Obie mają rację. Choć dbają o potrzeby całej rodziny inny sposób, każda robi to z miłości, najlepiej jak potrafi. Żadna z nich się nie myli.
Kwestia wychowania dzieci jest czasami traktowana bardzo restrykcyjnie. Tak jakby to był przepis na jakieś straszliwie trudne ciasto. Jeden błąd, małe niedopatrzenie, jakiś brakujący składnik i masz babo placek, a właściwie zakalec. I wstydź się rodzicu. Tymczasem, według mnie – artystycznej duszy, którą przepisy mierżą – wychowanie dzieci bardziej przypomina gotowanie z tego, co się ma w spiżarni. Patrzysz, kombinujesz, improwizujesz i jeśli się przyłożysz, to zawsze coś wyjdzie. I nie zginiesz z głodu.
Każdy z nas ma tylko jedno, jedyne życie. Nikt nie żyje tak samo. Każdy ma własne wyzwania, własne marzenia, własne walki, bolączki. I każdy podejmuje próby rozwiązania tychże trudności tak, jak potrafi. Różnienie się od siebie w kwestii podchodzenia do problemów nie oznacza, że ktoś tu się myli. Oznacza różnorodność, bogactwo reakcji, różnice w charakterze, temperamencie, pokazuje różne potrzeby i oczekiwania. Dlatego zamiast szybciutko decydować kto (ja, czy on) ma rację, warto w tym przypadku zastosować biblijną zasadę nie sądzenia. Jeśli ktoś robi coś zupełnie inaczej niż ty, to zamiast porównywać się się, zatrzymaj się na chwilkę. Poświęć czas, poznaj tą osobę. I nie patrz tylko na to, co przed oczyma, ale na to, co jest głębiej, co jest w sercu. Dużo lżej jest żyć wiedząc, że nie musisz stawać się jak on, a on nie musi być jak ty. I już.
Źródło grafiki: stokpic.com