W wakacje wyskoczyłam z Ł. na działkę. Dosłownie po 5 minutach dzwoni moja siostra.
– Ester, jeśli możecie, to wracajcie. BT wywrócił się jadąc rowerem, nogę miał strasznie wygiętą, myślałam że ją złamał, ale chyba jest cała. Dłoń jest bardzo mocno zdarta. Nie wygląda to dobrze.- relacjonuje w pośpiechu. W głosie słyszę troskę.
Szybko wskakujemy do auta, a mi już podnosi się ciśnienie. BT wywrócił się na wiejskiej, żużlowej drodze. Kto miał bliskie spotkanie z żużlem ten wie, jak czyszczą się i goją te rany. Jak jest to trudne, gdy pod skórą tkwi mnóstwo czarnego miału i drobnych kamyczków.
Dojeżdżamy, gdy BT jest już doniesiony na taras dziadków. Siedzi i zanosi się płaczem. Z żalu, strachu i bólu. Siadam obok, przytulam i próbuję uspokoić, załagodzić. Pokazuje mi rękę – dłoń wygląda fatalnie, zdarta skóra, czerwony i czarny kolor mieszają się ze sobą. Proszę o miskę z ciepłą wodą, mówię BT, co będę robiła. I siedzimy dalej słuchając płaczu BT.
To taki moment, gdy mam ochotę wziąć go do domu, zamknąć drzwi na cztery spusty i przeżyć ten ból w samotności. Ale siedzimy dalej. Przychodzi moja siostra i relacjonuje wydarzenie.
– BT, byłeś bardzo dzielny- dodaje.
Obok tarasu kreci się Synek Przylepa i z niedowierzaniem spogląda na BT. Nigdy nie widział go w takiej sytuacji. Nie pamięta, żeby jego starszy brat tak płakał. Przychodzi babcia i dziadek. Siadają i chwalą za odporności na ból, za szybkość jazdy, za odwagę. Płacz miesza się trochę ze śmiechem. Przychodzi Bi z kuzynami.
– Podobno rozwaliłeś rękę, pokażesz?
BT pokazuje, a pod nimi uginają się nogi.
– Faktycznie nieźle, ja miałem słabiej – mówi starszy kuzyn. W głosie mieszanina współczucia i podziwu.
Łzy lecą dalej, ale już trochę mniej. Płacz słabnie. Dzieciaki zaczynają przypominać sobie własne wypadki, nadepnięcia na szkła, gwoździe, wszystkie otarcia, oparzenia i rany. Dziadek wspomina swoje zabawy z rozbitą butelka i stratę opuszka palca. Pokazuje palec, potem jeszcze pokazuje podwójny paznokieć. Babcia opowiada o pradziadku Janie, któremu wbity w rękę odłamek szkła udało się wyjąć dopiero po kilku latach. Zaczynamy snuć historie skaleczeń, złamań, stłuczeń. Kamyczek do kamyczka, historia do historii, powstaje kronika. BT urasta do roli bohatera dnia. Uspokoił się, opowiada swoją historię. Pojawia się szwagier, z uznaniem kręci głowa widząc poharataną dłoń BT.
Siedzimy w ciepły, wakacyjny dzień. Siedzimy, jakby to było jakieś święto.
A ja głaszczę BT i uśmiecham się w sercu, bo te słowa, te gesty, sama obecność innych, układa się w jedno, wyraźne hasło: BT, nie jesteś sam ze swoim bólem. Być może nikt nie przeżył tego samego, co ty, ale każdy cierpiał. To minie, zagoi się. Rozumiemy twój ból.
W końcu babcia przynosi wszystkim lody w kubeczkach. Zjadamy i rozchodzimy się do swoich zajęć.
A w powietrzu czuć miłość.
Epilog
Kiedy coś bardzo boli, pierwsza myśl to, żeby się schować przed całym światem. Bo to mój ból, moja walka, moje cierpienie. Bogu niech będą dzięki za to, że nauczyłam się nie nieść sama swoich ciężarów. To jedna z najtrudniejszych lekcji, których musiałam się nauczyć. Wpuszczać ludzi do życia wtedy, gdy boli, otwierać serce, które jest zranione. To wymaga odwagi. Ciągle się tego uczę. W trudnych momentach powtarzam sobie tą lekcję. Nie muszę sama się z tym borykać. Nie jestem sama.
Ty też nie jesteś sam.
Źródło zdjęcia: pixabay.com
2 komentarze
A ja nadal, mimo słusznego wieku wolę cierpieć w samotności, chyba jestem tchórzem.
Czasami człowiek cierpi w samotności, bo w ten sposób chce ochronić innych. Żeby nie obciążać, nie martwić, nie dokładać swojego ciężaru do życia innej osoby. Nie wiem jak jest u Ciebie. Ale życzę Ci, żebyś była odważna i ufała bliskim Tobie ludziom.