Wczoraj wieczorem znowu się popłakałam. Siedziałam z dziećmi i rozmawiałam o strajku nauczycieli. Jak co dzień, od kilku dni. Całe swoje dotychczasowe zawodowe życie spędziłam w oświacie. Obecna sytuacja łamie mi serce. Wyraźny podział: rządzący – nauczyciele, strajkujący – nie strajkujący. Są jeszcze rodzice, dzieci, kuratoria, dyrektorzy i egzaminujący. Polaryzacja opinii, eskalacja przemocy słownej, szczególnie w wirtualnym świecie. Straszne, straszne słowa szyderstwa po obu stronach barykady. I ta pogarda.
Mama spytała się, jak się czuję z tymi wydarzeniami.
– Mamo, ja o tym nie potrafię normalnie rozmawiać. Od razu chce mi się płakać.
Mama pokiwała głową. Mama – nauczycielka.
W tym wszystkim jednak jest jedna rzecz, która tchnie nadzieją, która jest niczym krokus wybijający się spod zlodowaciałej pokrywy śniegu, niczym światełko w tunelu.
Nigdy wcześniej nie czytałam tak wielu mądrych, przemyślanych artykułów, wpisów, postów dotyczących stanu edukacji. Nigdy nie słyszałam tylu głosów nawołujących do przyjrzenia się oświacie, głosów mówiących o trudnościach, i wskazujących na kierunek wyjścia. Ludzie trafnie piszą o przemęczonych dzieciach, zaganianych nauczycielach, o przeładowanej podstawie programowej i archaicznym systemie nauczania. Pokazują niemalże gotowe rozwiązania, wskazują dobrą drogę wyjścia z oświatowego impasu. Mądre osoby zaczynają pochylać się nad problematyką edukacji, organizują spotkania, wywiady, pytają co zrobić z tym przestarzałym systemem. Tak, system jest archaiczny. Wystarczy popatrzeć na świetne szkoły Montesosriańskie, które są traktowane jako nowoczesne i uświadomić sobie że Montessori pierwsze Domu Dziecięce założyła w 1907roku. Popularny w Polsce system ławkowo-lekcyjny to osiągnięcie przełomu XVIII i XIX wieku.
Ale my się przyzwyczailiśmy. Jak się człowiek przyzwyczaja do jedynej, aczkolwiek przyciasnej pary butów. W takich butach trudno swobodnie spacerować, biegać niełatwo, nie mówiąc już o tańcu. Ale to jedyne buty. Więc chodzimy zaciskając zęby i licząc, że jakoś się ułoży.
Wracam do sedna, do światełka w tunelu, do płomyka nadziei. Marzę o tym, żeby z tych setek treści, które napływają z każdej strony wybrzmiało jedno zdanie: Możemy zmienić polską edukację.
To światełko w tunelu, to też osoba, na którą czekam. Czekam z bijącym sercem, aż pojawi się człowiek, który tę oświatę udźwignie. Który nie będzie bał się ludzi, który zajmie się rzeczami ważnymi, a pilne pozostawi pomocnikom. Który odważy się dotknąć sedna problemu. Który będzie miał dobrych doradców, który będzie rozsądnie mówił i uważnie słuchał. Czekam na kogoś z czuciem i wiarą, ze szkiełkiem i okiem. Czekam na kogoś z krwi i kości, z sercem i mózgiem.
Może dla innych to nierealne, może wydaje się, że to mrzonki.
To nic.
Ja poczekam.
Ja wierzę w cuda.
Źródło grafiki: pixabay.com
4 komentarze
Kochana Ester
Zgadzam się , czekam i ja.
PS. Teraz to strach komentować, bo sama nie wiesz z której strony fala hejtu Cię zaleje..trudny czas..
Tak, trudny czas. Ale czasem trudny czas odsłania to, co ukryte, pokazuje fundamenty, podwaliny. Nadal mam nadzieje, że tak się stanie.
Mam ambiwalentne uczucia, jak 50 % Polaków. W ogóle na temat strajków mam takie uczucia. No bo jak jedni wywalczą siłą i uporem, to drudzy też chcą i to ludzkie jest. Ale kosztem innych, nie mogących strajkować? Kosztem dziecków? Reforma oświaty konieczna jest ale ten strajk do tego nie doprowadzi, obie strony zadowolą się podwyżką pensji i na długie lata będzie po staremu.
Sam strajk, to ciężka sprawa. Natomiast jakakolwiek reforma, moim zdaniem, MUSI rozpocząć się od podniesienia pensji. Bo to pierwszy stopień do podniesienia atrakcyjności tego zawodu. Pierwszy, i nie ostatni. Do przejścia są całe schody.