Kręcę się po domu i wzdycham, bo rozgrzebałam tyle rzeczy i nie skończyłam. Doba za krótka, sił za mało, spraw natłok i każda woła, że chce być pierwsza. Tak czasem jest. Właśnie uspałam Synka Przylepę. Za oknem wieczór, a mam jeszcze tyle do zrobienia.
Dobry pan
Jadę z pewną misją. Dojechałam. Jest pięknie.
– Dzień dobry, czy zastałam właściciela?
– Tak, tam stoi.
Podchodzę, uśmiecham się do niewiele starszego ode mnie mężczyzny.
Recepta na szklane życie
Telewizor w naszej rodzinie pojawił się dość późno. Pierwsze bajki oglądałam jako młodsze dziecko szkolne. Były to Muppet Show w pokoju Wuja Czecha – wujka, który jako jedyny telewizor posiadał. Potem pojawiła się czarno-biała miniaturka u nas w domu, ale generalnie…szału nie było.
Pytanie, które tnie jak brzytwa
Jest takie pytanie – zgoła niewinne i nieszkodliwe – które potrafi zranić bardziej niż kąśliwe słowo, które potrafi niejedną osobę doprowadzić do łez.
Historia miała miejsce czternaście lat temu. Wychodzę z koncertu i widzę, że mój brat z malutką córką na ręku rozmawia z naszym wspólnym kolegą (nazwijmy go R). R. gada, a przy okazji uśmiechała się do kilkumiesięcznego maleństwa. Ot, taka zwykła scena: dwóch facetów i malutkie dziecko. Podchodzę, wyszczerzam się i mam na końcu języka taką dowcipną uwagę skierowaną do R. – Nie ma co się tak do cudzych dzieci uśmiechać, tylko trzeba się o własne postarać.
Dzieci z Bullerbyn
Dzieci z Bullerbyn to poszukiwacze przygód – niemal codziennie widzę je przez okno. Biegają w piankowych butach na nogach, czasem nawet w skarpetach, względnie w kaloszach, gdy planują wyprawę w leśne knieje. Mają swoje bazy, swoje kryjówki, swoje skarby i tajemnice. Mają swój dziecięcy świat. Czasami wchodzę w ten świat, bo obiad, bo Szkoła Muzyczna, bo inne obowiązki. Ale nie chcę nadzorować, nie chcę zbytnio korygować, nie chcę dreptać krok w krok za nimi. Bo po co?
Co ma kura do śliwek
Taka sytuacja.
Niedziela, cała rodzina w samochodzie w podróży do miasta. Starszaki przekomarzają się na tyłach samochodu, Synek-Przylepa z pasją gryzie grzechotkę. W tle śpiewa ulubiony ostatnio Michał Rassek.
My siedzimy i gadamy. BT powiedział ostatnio, że jego kolega brzydko mówi. Przeklina po prostu. Mówi KURA przez WU.
Lata mijają jak chcą
W pierwszą słoneczną niedzielę kwietnia siostra ze szwagrem zaprosili tłum gości na otwarcie sezonu grillowego. Dzieciaki latają z krzykiem, kiełbasy się pieką, ptaki śpiewają. Ja taka trochę wczorajsza, bo mąż na trzy dni daleko wyjechał, a Syn Przylepa w nocy śpiewał. Bez makijażu, w szaro-burej bluzie tułam się z Synkiem Przylepą i poznaję nowe osoby. Uśmiechy, zagajenia, wymiana uprzejmości.
Umieranie
Ten wpis układam w głowie niemal zdanie po zdaniu. Jest trzecia w nocy. Na rękach trzymam Synka Przylepę. Umieranie. Nie teraz, jeszcze nie teraz. Zostawić samego Ł., nie widzieć jak Starszaki dorastają. Synek Przylepa nie pamiętałby mnie w ogóle. Nie teraz, jeszcze nie teraz. Myśl, że może mnie zabraknąć jest nie do udźwignięcia i mrozi mi serce. Umieranie to temat, przed którym jednak nie ma ucieczki. Temat trudny i bolesny.
Co powiedzieć obcej osobie
Siedzi przede mną chłopiec. Taki mały, rudy i piegowaty. Zwyczajny zupełnie. To nasze pierwsze i prawdopodobnie ostatnie spotkanie. Chwilę później przeglądam papiery i… wychodzi na to, że rudzielec jest łobuzem, złośliwcem i nieukiem.
– Hej –rzucam –jesteś fajnym, dobrym chłopcem, wiesz? Nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej.