Gdy byłam dzieckiem nazywałam go wujkiem, choć pochodził z innego kraju. Był ciepły i przyjazny. Wujek G. większość swojego życia spędził w Etiopii. To była jego miłość, jego pasja. Pamiętam jak pokazywał oryginalne narodowe etiopskie stroje. Przebierał się w te długie, powłóczyste kolorowe szaty i opowiadał o swojej pracy, spotkaniach z królem etiopskim, o etiopskich zwyczajach.
Niedawno na jednej z konferencji gdzieś daleko w świecie podszedł do niego ciemnoskóry mężczyzna z żoną.
– Czy mnie pamiętasz? – zapytał, gdy witali się.
G. przyjrzał mu się uważnie.
– Niestety, przykro mi, ale nie. Czy mógłbyś mi przypomnieć, gdzie się spotkaliśmy – poprosił.
Młody mężczyzna zaczął opowiadać swoją historię. Pochodził z Etiopii. Jako dziecko mieszkał z rodzicami i licznym rodzeństwem w lepiance bez prądu i wody. Spali na klepisku. Cała rodzina była bardzo uboga. Często nie mieli co jeść. Było ciężko. I w tym momencie w ich życiu pojawia się G. Odwiedza tą ubogą rodzinę. Siada w lepiance na klepisku i rozmawia z matką, ojcem i z dziećmi. Potem kładzie rękę na głowie każdego dziecka, modli się o nie i błogosławi je. Następnie wyciąga pieniądze, daje je, żegna się i wychodzi. Mężczyzna wszystko pamięta, choć to działo się dwadzieścia siedem lat temu. G. był pierwszym białym człowiekiem, który wszedł do ich domu i który z nimi usiadł. Za pieniądze, które dał kupili łóżka, zainstalowali prąd. Stanęli na nogi. Mężczyzna był wtedy chłopcem – analfabetą. Dzięki tym pieniądzom mógł pójść do szkoły. Podczas tej rozmowy okazuje się, że mężczyzna jest lekarzem. Wyjechał do innego kraju i teraz piastuje wysokie stanowisko nadzorując pracę innych lekarzy w kraju.
Ta historia nie potrzebuje wnikliwego komentarza.
Żeby pomóc innym nie trzeba jechać do Etiopii. Czasami wystarczy być dobrym człowiekiem dla innego człowieka, mieć wrażliwe serce, które potrafi się dzielić. Dobro wyświadczone innym pozostawia ślad.
I może odmienić czyjeś życie.
Źródło grafiki: pixabay.com