Wariaty

Wieczór. Synek Przylepa śpi. Starszaki myją zęby, przebierają się w piżamę. Krzątam się po ich pokoju, tu podniosę spodnie, tam skarpetki.

Mamo, a czy zwichnięcie i złamanie to jest to samo?

Nie, synku, zwichnięcie jest w stawie, czyli w miejscu, gdzie łączą się dwie kości, a złamana może zostać sama kość – odpowiadam i wywołuję wilka z lasu. Przytłacza mnie lawina pytań:

– A czy staw można złamać?

– A jak kość może odprysnąć?

– Czy to boli?

– Czy da się chodzić?

– Czy trzeba nosić zawsze gips?

 Już najwyższy czas na spanie, a oni nawet nie myślą przestać. A mi się w głowie zaczyna kręcić.

Cicho tam! Nie pytać mnie i kłaść się spać. A wy nie możecie w ciągu dnia tak przyjść i mnie spytać, zamiast latać po dworze? Czemu właśnie wieczorem? – nakręcam się coraz bardziej.

Bla, bla, bla, nie słucham was – zatykam sobie uszy i idę do kuchni.

Słyszę wrzask uciechy. Złażą z łóżek i biegną do mnie.

Mamo, mamo, mamo! – rechocą i obłapiają mnie z każdej strony.

Cicho już! – biorę pierwszą lepszą rzecz z kuchennego blatu, czyli bochenek chleba.

Marsz mi do łóżek! – szturcham ich tym bochnem po plecach.

Starszaki ryczą ze śmiechu

Ale mamo, ale mamo odpowiedz!

Mężu, na pomoc! – wołam.

Ł. bierze nożyczki i ciachając przed sobą zagania wesołków do pokoju. Uciszył ich jakoś, pogadali, pomodlili się. Wychodzi kryjąc uśmiech.

Ich ostatnie zdanie brzmiało: „Przygotować się na DETONACJĘ” – referuje.

 

Wariaty. Sama nie wiem po kim to.

 

 

Źródło grafiki: pixabay.com

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *